Zabrze Rokitnica - wypadek

Wypadek - autor Ryszard Kipias

/ 1 / 2 / 3 / 4 / 5 / 6 / 7 /

Foto: Stanisław Jakubowski

Foto: Stanisław Jakubowski

Wieczorem, 30 marca, ratownicy docierają do dwóch pozostałych górników. Jednym z nich jest Alfred Gebauer. Piontek rozmawiał z nim po zawale. Razem modlili się i przeklinali własny los. Razem również obiecywali sobie, że już nigdy nie zjadą na dół. Ostatnie słowa Alfreda Gebauera do Piontka brzmiały: "Alojz, pozdrów moja żona i dzieci moje. Jo umierom. Amen"

30 marca 1971 roku jest dniem triumfu Wylenżka. Gdy jeszcze jest w łaźni, już czekają na niego dziennikarze. W czasie rozmowy z dziennikarzami dochodzą inni górnicy i w takiej grupie Wylenżek udziela wywiadu. Jeden z dziennikarzy pyta: "Czy taki trud się opłaca? Przecież nie zawsze odkopuje się żywego Piontka?". Kopalnię musiał opuścić w asyście ochrony... Stara prawda górniczej solidarności jest bardzo prosta. Dziś ja ratuję ciebie, a może jutro ty ratujesz mnie. Każdy, kto znalazł się w zawale musi być pewny, że z drugiej strony robią wszystko, aby go wydostać. Wierzyć do końca. Wierzyć nawet wtedy, gdy czas nadziei minął, gdy na wiarę jest za późno.

W całym 72-metrowym zawale było tylko jedno miejsce dające szansę przeżycia, tzw. budka 100 cm na 70 cm utworzona przez większe kawałki węgla. Alojzy Piontek przetrwał pod ziemią tydzień. We wtorek rano był w szpitalu. Nie zdawał sobie sprawy, ile czasu spędził w zawalonym chodniku. Medycyna górnicza nie znała wcześniej takiego przypadku - 158 godzin w zawalonym chodniku.

Do Szpitala Górniczego w Biskupicach przyjeżdżają najwyższe władze państwowe, kronika filmowa, prasa i telewizja. Pod bramą szpitala zbiera się tłum ludzi... Żona Alojzego, Teresa Piontek, była przygotowana na najgorsze, nie może uwierzyć...

Oto, co pani Teresa Piontek powiedziała reporterowi "Głosu Zabrza" (fragmenty):

...Piąty, szósty, siódmy dzień czekania. Starałam się psychicznie przygotować do najtragiczniejszej wiadomości. Raz po raz przychodzili jacyś ludzie z kopalni, pytając, czy mi czegoś nie trzeba. Ich twarze były śmiertelnie zmęczone, ich wzrok uciekał przede mną. Och, jak dobrze rozumieliśmy się! Niczego nie chciałam, żadnej pomocy nie trzeba mi było.

Pragnęłam tylko wiadomości, w którą już sama przestałam wierzyć. Ani jednej godziny nie przespałam z poniedziałku na wtorek 30 marca. Rano wyjrzałam przez okno. Mżył deszcz ze śniegiem. Co za nastrój! Otworzyłam cichutko radio, aby nie przebudzić dzieci. Nagle zdawało mi się przez chwilę, że oszalałam, że to tylko wynik majaczenia skołatanego mózgu... Ale nie, wyraźnie wymówiono imię i nazwisko mojego męża. Słyszałam wyraźnie: "Alojzy Piontek, górnik kopalni "Rokitnica" uratowany!". Kilka minut później zbiegli się krewni, sąsiedzi...

...Cud, prawdziwy cud wołał mój ojciec, emerytowany górnik tejże kopalni. - Czegoś takiego nie przeżyła żadna kopalnia. Bracia płakali, pobudziły się dzieci. Były zupełnie oszołomione wiadomością o ojcu i obecnością tylu obcych ludzi w pokoju. Każdy chciał nas uścisnąć, całowali główki moich dzieci. Co za szczęśliwy dzień!

...Ktoś przyniósł kwiaty, chciałabym natychmiast pobiec do szpitala. Opowiadano mi rano, że po uratowaniu mego męża rzucono mu bandaże, i że sam zdołał jeszcze owinąć sobie głowę i oczy, aby nie poraziło go światło. Powiadano mi, jak się wyczołgał z zawału i o tym, jak z wyrzutem mówił do ratowników: "Już drugą szychtę leżę, a nikt po mnie nie przyszedł". Nieborak nie wie jeszcze, że przeleżał pod zawalonym stropem pełen tydzień. Jak opowiadano mi, zebrał jeszcze na tyle sił, aby zapytać czy "Górnik-Zabrze wygrał mecz"...

Każą mi tu czekać, aż przyślą po mnie samochód. Dopiero, gdy pozwolą, zobaczę go pierwszy raz od tygodnia. Wiem, że są przy nim najlepsi lekarze, że czynić będą wszystko, aby utrzymać go przy życiu. Te minuty czekania są najcięższe. Przeżyliśmy szczęśliwych dziesięć lat. Bywały różne chwile, których się nie zapomni, ale 30 marca nic nie zatrze w pamięci...

Szukaj

Menu

Losowe zdjęcie

Dobrze wiedzieć

Losowe zdjęcie

Zobacz również