Moje Zabrze

Wspomnienia - 1 Maja

Staliśmy jako "bajtle" na skraju chodnika i podziwialiśmy galowe mundury górników, hutników, wojska itp. A jak tato albo mama wzięli nas ze sobą, aby razem maszerować to radość była ogromna. Nie muszę chyba malować twarzy dziecka, które idzie za rączkę z rodzicem i wymachuje chorągiewką lub balonikiem ludziom na chodniku. Dziecięca duma!! Po pochodzie zawsze czekała na nas babcia. Mieszkała na ulicy ks. Wajdy. Był to nasz punkt zbiorczy. Czekaliśmy przy herbatce i domowym wypieku na resztę rodzeństwa lub rodziców. A potem wspólnie wracaliśmy do domu. No ale z czasem zaczęły się pojawiać i smutne strony "święta". Wypracowania domowe na ten temat, nauki wierszy na szkolne akademie 1-Majowe, no i obowiązek uczestnictwa w pochodzie. Obowiązek!!!! To oznaczało jak zawsze bunt! Jak tylko nauczyciel lub opiekun nie uważali - smyk, już nas nie było. Braliśmy co prawda dalej udział w święcie, ale stojąc jak kiedyś na chodniku. Obserwowaliśmy maszerujących i wypatrywaliśmy znajomych. Nasz punkt zbiorczy opustoszał. Chodziliśmy oczywiście dalej, tradycyjnie, do babci, ale teraz byliśmy już starsi i mogliśmy sami wracać do domu. A w domu czekała mama. Mama moja nie pracowała, tak że jak "piórka nam wyrosły" nie musiała nas prowadzić do miasta. Pamiętam, że często właśnie w tym dniu jedliśmy ryż z cynamonem i cukrem. Pycha!! A to z tej prostej przyczyny, że każdy wracał o innej porze. Mama nagotowała ryżu, schowała garnek pod pierzynę i jak ktoś wrócił, miał ciepły posiłek. Dzisiaj w czasach mikrofalówek nikt chyba na taki pomysł nie wpadnie.

No i nadszedł czas Technikum - czas ZMS - Związku Młodzieży Socjalistycznej. Białe koszule, czerwone krawaty i czarne spodnie. I obowiązek udziału w pochodzie!!! Pamiętam jeden taki 1-Maja, który świętowaliśmy jako "grupa szturmowa" (chyba się to tak nazywało). Staliśmy naprzeciwko Trybuny Honorowej i "graliśmy echo" komentatora pochodu. Gdy on krzyczał: Niech żyje!!, musieliśmy powtarzać wrzeszcząc w niebogłosy "NIECH ŻYJE!!!". Jedyną dobrą stroną tej "zabawy" była uciecha nauczycieli, gdyż na drugi dzień było wyjątkowo cicho w klasie! Jakbyśmy byli po meczu Górnika Zabrze!

Wtedy też zaczęło się pokazywać prawdziwe oblicze i sens pochodu 1-Majowego. Złe oceny dla zbuntowanych uczniów i szykany dla tych, którzy się odważyli nie uczestniczyć w święcie. Pojawił się nowy obraz młodzieży. Odważnej i zbuntowanej. Lecz trzeba prawdę powiedzieć, że wtedy, w latach 70-tych była ich mała garstka. "Odważniejsi" byli już pracownicy kopalni, gdzie zacząłem pracować po skończeniu technikum. Każdy jak mógł starał się jakoś wymigać z przykrego już wtedy obowiązku. Ja pracowałem jako automatyk pod ziemią. Byliśmy oddziałem serwisowym i mogliśmy większość prac wykonywać tylko jak oddziały wydobywcze stały. I tak od czasu do czasu udawało nam się "wymigać" od pochodu bez konsekwencji.

Ja jednak, czy uwierzycie czy nie, w miarę możliwości brałem dalej udział w pochodach. DLACZEGO? Sam nie wiem, może jednym powodem było to, że zawsze miałem wyborowe i wesołe towarzystwo. Była to jedna z okazji by być trochę razem. Nie potrzebowaliśmy alkoholu, żeby mieć dobry humor. A nawet jak, mimo zakazu sprzedaży, coś się skombinowało, to wypiło się z umiarem by nie podpaść. Czy to w technikum, czy później w pracy, w czasie pochodu dużo żartowaliśmy i śmialiśmy się. Spędzaliśmy naprawdę wesoło czas.

I jak już pisałem, mało było w tych czasach takich okazji, gdy całą szkołą lub oddziałem mogliśmy spędzić parę wesołych chwil. Pewnego razu mój 6-letni syn bardzo mnie prosił, czy mógłby pójść ze mną na pochód. Przed oczami stanął mi obraz, gdy ja jako mały chłopiec szedłem z moim tatą. Oczywiście żona nie była za bardzo zadowolona, obawiając się. że mały może się zgubić w tłumie, no i taka daleka trasa. Od ulicy Struzika do Kopalni Zabrze na zbiórkę, a potem piechotą z Zaborza, aż do Domu Muzyki i Tańca. Ale nasz mały zachował się jak prawdziwy mężczyzna! Dreptał wytrwale bez marudzenia, radośnie wymachując chorągiewką. A tak spodobała mu się ta atmosfera wokół siebie, że stanowczym głosem powiedział po powrocie; "A następnego roku pójdę znowu!!".

Czy w dzisiejszych czasach, gdy samochodem jeździ się do sklepu za rogiem, ktoś powtórzyłby ten wyczyn mojego małego? Wątpię. Drugim powodem, dlaczego dalej w tych smutnych czasach pustych półek sklepowych, brałem udział w pochodzie może był obraz SIŁY! Siły ludzi pracujących. Gdy tak patrzyło się na tą "rzekę" ludzi, to człowiek się zaczął zastanawiać. Przecież to nie mogło wiecznie trwać, by ta "rzeka płynęła" tak jak politycy tego chcieli. Kiedyś przecież brzegi koryta w którym "płynie" rozewrą się i ona wyleje. Wyleje niszcząc wszystko co jest tak jak jest, aby na "zburzonych ruinach" powstało coś lepszego, coś swojego, coś dla wszystkich ludzi, nie tylko uprzywilejowanych. Długo trzeba było na to czekać, ale moje "widzenie-marzenie" się ziściło. Rzeka wylała, uwalniając klasę robotniczą, zrywając kajdany niewoli socjalistycznej.

Jednak jak to bywa w naturze, rozległe wody są spokojniejsze, i tak siła pochodu 1-majowego zmalała. Ludzie poczuli się wolni, i wszystko co kiedyś było nakazem uznali za niepotrzebne, zbędne. Teoretycznie. Praktycznie wygląda to całkiem inaczej. Przymknijmy na chwilę oczy i wyobraźmy sobie, jakby dzisiaj wyglądał pochód 1-Majowy. Większość kopalń, większych zakładów, spółdzielni nie istnieje. Tysiące zatrudnionych, orkiestry zakładowe, poczty sztandarowe itp. One były filarami pochodu. Porobiły się małe, kilku-osobowe firmy, bez tradycji i historii. Jedyną dużą grupą w naszym nierealnym pochodzie byliby emeryci, renciści i poszukujący pracy. Nieśliby hasła za które byśmy musieli się wstydzić. Zamiast śmiechu i pieśni na ustach, byłaby cisza i przygnębienie. Myślę, że takiego pochodu nikt by nie chciał oglądać, a co dopiero brać w nim udział. Jedyną rzeczą która by się nie zmieniła, byłaby Trybuna Honorowa - z nowymi prominentami.

Rainhard Walke

Szukaj

Menu

Dobrze wiedzieć


Losowe zdjęcie