Wspomnienia - Galduwa, stara szkoła
Będąc ostatnio w Zabrzu odwiedziłem jak zawsze miejsca, które w jakiś sposób są związane z moim życiem. Jednym z takich miejsc jest już nieistniejąca - teoretycznie - szkoła nr 10 przy ulicy Grunwaldzkiej. Teoretycznie, bo istnieje tam urocza restauracja pod nazwą "Stara Szkoła". Pomieszczenia restauracji to byłe klasy, gdzie odbywały się zajęcia "Prac Ręcznych" a my mogliśmy tam zjeść tradycyjny śląski obiad.
Ale już kiedyś w szkolnych pomieszczeniach gotowano (albo lepiej; próbowano gotować!!) i było to naprawdę ciekawe życiowe doświadczenie, szkoda tylko, że po tych zajęciach pozostały tylko zdjęcia. No może herbatę i kawę niejeden potrafi jeszcze ugotować, a może się mylę i ktoś spośród kolegów został kuchcikiem?
Zajęcia te prowadziła w latach 60-tych siostra pani Ciupek, (tak mi się zdaje), ale nazwiska nie pamiętam.
Gdy byłem w latach 90-tych w Zabrzu ze smutkiem i łzą w oku zobaczyłem jak moja dawna szkoła popada w ruinę. Bez dachu, częściowo bez okien, przedstawiała smutny widok. Dlatego możecie sobie wyobrazić moją radość, kiedy zobaczyłem, jak ogromną pracę wykonano w tym niedługim czasie.
Ja z moim rodzeństwem, a także moja żona ze swoją siostrą, chodziliśmy do "Galduwy". I choć jak to się mówi "do szkoły chodziliśmy pod górkę" wyrośliśmy na porządnych ludzi. Nieraz się słyszy od starszych ludzi, że "kiedyś to było lepiej", "za moich czasów było to nie do pomyślenia" itp. Mając dwójkę dzieci i obserwując wiadomości, trzeba naprawdę stwierdzić, że trochę w tym jest racji. Bo "czym skorupka za młodu..." Przecież szkoła podstawowa to szkoła życia, ogłady, szacunku itp.
A my mieliśmy nauczycieli, przed którymi każdy miał "pietra", a nie odwrotnie, jak to dzisiaj często jest. A oto kilku z nich, których wspominamy naprawdę bardzo często i bardzo mile ("jednak dopiero po upływie długiego czasu, bo jako młodziki byli my rade ze szkoły podstawowej "uciec"!)
Siedzą od lewej:
Pani Kużniarewicz - uczyła polskiego
Pani Ciupek - wychowawczyni mojego brata Bernarda. Uczyła dziewczyn "Prac Ręcznych".
Także chłopców próbowała uczyć cerowania i szycia. To dzięki tej pani potrafię sobie sam guziki przyszyć. Dziękuję!!
Pani Sudra - (?)
Pani Sokołowska -(?)
Pan Janik - był dyrektorem - nie mogę o nim nic powiedzieć, bo nie miałem z nim "zatargów" i nie byłem u niego na "dywaniku". Czy prowadził lekcje? Nie potrafię sobie tego przypomnieć. Także o jego następcy nie mam żadnych wspomnień. Był nim chyba pan Wasiak (?). Dopiero pan Mackiewicz - dyrektor ostatnich mych lat, w "Galduwie" zapisał się bardzo w mojej - naszej pamięci. Gdy wchodził do klasy było cichutko jak makiem zasiał. Takiego nauczyciela potrzebowali by "młodzieńcy" dzisiaj!!! Ale prawdę mówiąc, to dzięki niemu odkryłem piękno poezji śpiewanej. Jego ulubioną piosenkarką była Ewa Demarczyk, kiedyś jej piosenek nie "rozumiałem", ale z czasem je polubiłem i słucham chętnie do dzisiaj.
Pani Kosmęda - ulubiona nauczycielka mojego starszego brata Krystiana.
Pani Melerowicz - uczyła wychowania obywatelskiego.
Pani Mielniczuk - sekretarka
W drugim rzędzie od lewej:
Pan Mazgaj(?) - Delegat Komitetu Rodzicielskiego
Pani Neuhoff - uczyła prac ręcznych i rysunku. Była opiekunką harcerzy i zuchów.
Pani Domagała - nie mam żadnych wspomnień z tą nauczycielką. Uczyła zdaje się biologii.
Pani Kleszczewska - była moją wychowawczynią od 2 klasy do 8. (z przerwą chyba w 7 klasie, gdy była na urlopie macierzyńskim). Zastępowała ją pani Kużniarewicz.) Była surową nauczycielką, ale wspominam ją po latach bardzo miło. Dzięki niej uwielbiam czytać książki i pisać listy. "Lubiła" sprawdzać kieszenie chłopcom w poszukiwaniu papierosów. Wtedy było to "śmieszne", ale po latach zrozumieliśmy jej dobre intencje. Znała też chyba wszystkie "triki" uczniów, nie dało jej się oszukać. No "prawie" nigdy...
Pani Minzger ("Bulwa") - moja pierwsza wychowawczyni. Nie pamiętam jej za bardzo, wiem tylko, że od niej dostałem pierwszy raz w szkole linijką po łapach. Za co, nie wiem, ale że bolało to pamiętam, oj pamiętam.
Pani Ligęza ("Tigora") - to był "APARAT"! Uczyła geografii i przyrody. Bardzo ciekawie opowiadała. Miała tylko jeden "feler"; jak zauważyła, że ktoś nie uważa, skradała się sie po cichutku, wkładała palce we włosy "ofiary" i robiła "burzę". Po jej odejściu uczyła nas Pani Przyszlak (?), która objęła także prowadzenie biblioteki szkolnej.
W trzecim rzędzie stoją:
Pani Wiśniewska(?) - Delegat Komitetu Rodzicielskiego
Uczennica
Pani Nowak - uczyła nas muzyki. Prowadziła też chór szkolny, z którym brałem udział w "zawodach" chórów szkolnych w klubie "Znicz" na Młynie (chyba już nie istnieje). Znakiem szczególnym ubioru chóru był błękitny kołnierzyk w białe kropki zakładany na białą bluzkę-koszulę. Po jej odejściu muzyki uczyła nas pani Wieczorek (po ślubie chyba Mucha, nieobecna na zdjęciu).
Z tyłu za Panią Minzgier, między dwoma chłopcami stoi pani Dylus - nauczycielka chemii i fizyki.
Z nauczycieli moich "czasów", których nie ma na zdjęciu, pamiętam jeszcze panią Sokolińską - nauczycielkę matematyki, panią Ilnicką, pana Pacucha (chyba tak się nazywał) - nauczyciela rosyjskiego (po jego odejściu uczył nas pan Mackiewicz), panią Zdankiewicz - później Kurpanik (uczyła matematyki po odejściu pani Sokolińskiej), panią Jagłę. A oto parę nauczycieli dzisiaj; z niektórymi uczniami ze zdjęcia na górze.