Wspomnienia - Starym budom zdjęcia robić
Fotografowanie w czasach cyfrowego sprzętu i komputerów to zupełnie inne zajęcie od fotografowania na początku XX wieku. Niesamowity rozwój technologiczny spowodował, że zdjęcia może dzisiaj robić praktycznie każdy. Często się zdarza, że amatorskie fotografowanie rozpoczyna się i kończy na urodzinowej imprezie. Jednak już bardzo średniej klasy aparat, może zachęcić swoimi możliwościami do fotografowania w terenie.
Analogowe aparaty, wypierane przez nowoczesne aparaty cyfrowe i cyfrowe lustrzanki, były jeszcze nie tak dawno jedynym dostępnym sprzętem, który był niejednokrotnie nieosiągalnym marzeniem. Miałem kiedyś taki "zwykły" aparat i to właśnie dzięki temu poznałem magię fotografowania. Minęło wiele lat zanim mogłem powiedzieć, że wiem, o co chodzi z przysłoną, migawką, wszystkimi nakładkami na obiektyw i filtrami.
Przypadek, który spowodował, że zostałem zauroczony pięknem Zabrza był tak blisko mnie, że nie byłem wstanie go zauważyć. Wiele lat temu wszedłem na dach mojego ówczesnego domu (przy ul. Cieszyńskiej), aby zamontować antenę. No i stało się... Zamiast montować antenę wróciłem do domu po aparat i zrobiłem z "wolnej ręki" - bez statywu - około trzydziestu zdjęć panoramy miasta i Hotelu Admiralskiego aparatem Zenith. Z tych zdjęć wyszło chyba 20, a podobały mi się dwa. Nie potrafiłem powiedzieć, po co je robiłem, chociaż sesje te powtarzałem wiele razy.
Jeden z moich kolegów, o którym mówiliśmy "Dziwny" - moim zdaniem był wielkim artystą malarzem - został wtajemniczony w moje dachowe wejścia i tak jak ja został "sparaliżowany", gdy zobaczył widok z dachu. Dziwny malował a ja robiłem zdjęcia. Jednak jeden z sąsiadów zainteresował się, po co wchodzimy na dach i co my tam wnosimy. Torby ze sprzętem, sztaluga, farby i statyw w czasie, gdy wdrapywaliśmy się na dach robiły tyle hałasu, że każdy wiedział o tym, że jesteśmy na dachu. Któregoś dnia sąsiad zakomunikował: "Pić to sie możecie w doma..." Nie tłumaczyliśmy mu, że chodzi o coś zupełnie innego, jednak przeczuwaliśmy, że koniec tej przygody jest bliski. Któregoś dnia mój tata zapytał mnie czy piwo lepiej smakuje na dachu czy w szynku? Wiedziałem już, że rozmawiał z sąsiadem...
Wreszcie sąsiad, który nie mógł znieść tajemnicy, którą zostały owiane owe "dachowe wejścia", zamknął wejście na dach na kłódkę. Widok, jaki rozpościerał się z owego dachu był jedyny w swoim rodzaju, był cudowny i po prostu mój. Mogłem patrzeć w stronę kominów elektrowni, huty, hotelu czy ulicy Wolności całymi godzinami. Sąsiad, który zamknął na kłódkę wejście na dach, musiał dowiedzieć się jaki był cel "dachowych wejść" i powiedział mi kiedyś:, "Kto to widzioł starym budom zdjęcia robić..."
Mimo tych problemów, ten dach pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Tak naprawdę to wszystko zaczęło się od zdjęć z tego dachu. Nigdy nie przypuszczałem, że wyruszę kiedyś w miasto by fotografować stare budynki czy detale architektoniczne. Nie mówiąc o kościołach, przydrożnych krzyżach czy kapliczkach. Lubię takie wycieczki po Zabrzu, które koncentrują się na miejscach znanych wszystkim mieszkańcom. Pokazanie właśnie takich miejsc powoduje, że wiele osób ogląda zdjęcia jakby widzieli te miejsca po raz pierwszy.
Pewnego dnia, będąc w centrum Zabrza, zauważyłem młodego chłopaka, który miał dwa aparaty i przystając, co chwilę robił zdjęcia. Pomyślałem, że jest to pewnie reporter jakiejś gazety. Ludzie, których mijał, byli bardzo zdziwieni, że w Zabrzu można fotografować z takim zaangażowaniem. Myślałem kiedyś podobnie. Trwało to całe lata, aż w końcu zobaczyłem to obok czego przechodziłem obojętnie każdego dnia. Przechodnie omijali go szerokim łukiem, aby przypadkiem nie zrobił im zdjęcia. On jednak przyzwyczajony chyba do takich reakcji robił dalej swoje.
Gdy "chłopak z dwoma aparatami" fotografował rzeźbę pt. "Spotkanie z własnym ja" Heinza Tobolli, zmienił pozycję na klęczącą, próbując uchwycić ją z budynkiem byłego "Supersamu". Zmieniał ustawienia i wykonał kilkanaście zdjęć, które przeglądał na wyświetlaczu cyfrówki. Gdy otrzepał spodnie, które były brudne po fotografowaniu w pozycji klęczącej, uznałem, że to chyba koniec fotografowania rzeźby. Jednak po chwili wrócił i zrobił jeszcze kilka fotek... Można powiedzieć, że dobrego nigdy dość...
Zawodowca od amatora dzieli przepaść wiedzy na temat uchwycenia obiektu, ustawienia aparatu, itp., ale ogromną frajdę z robienia zdjęć mają i jeden i drugi. Zawodowy fotograf ma zwyczaj swoją specjalizację. Może to być portret, pejzaż czy zdjęcia sportowe. Amator natomiast robi każdy rodzaj zdjęć i cieszy się przy tym jak małe dziecko.
Gdy oglądam zdjęcia sprzed wielu lat, najbardziej interesują mnie fotografowane osoby, które prawie nigdy, nie były na zdjęciu przypadkowo. Każde zdjęcie miało jakiś cel. Być może dlatego, że koszty fotografii były wysokie, ale na pewno dlatego, że zdjęcie było niezwykłą pamiątką.
Interesowałem się kiedyś modą ślubną. Zbierałem stare fotografie, które przedstawiają młodą parę i gości weselnych. Zdjęcia ślubne z lat dwudziestych i trzydziestych są niesamowite. Zaczynając od strojów fotografowanych osób po zdjęcia naklejane na kartonik z logo firmy, która zdjęcie wykonała, wszystko wyglądało inaczej, wyglądało cudownie...
Skanowałem kiedyś zdjęcia z rodzinnego albumu mojego kolegi. Gdy przyniósł zdjęcia powiedział, że to takie zwykłe rodzinne fotki, które chce zapisać w formie elektronicznej. Jednak, gdy zaczęliśmy zdjęcia oglądać okazało się, że każde, bez wyjątku, miało swoją historię.
Tu jest ciotka Gizela z wujkiem Gerardem. - mówił kolega - Wujek był 7 lat w niewoli na wschodzie... A to zdjęcie wujka Rajmunda w mundurze wermachtu, wysłali go na wschodni front, zaginął... A to jest mój tata, jak miał 10 lat. A to jest "szac" ciotki Róży. "Przyjeżdżoł na zolyty autem!" I tak było z wszystkimi zdjęciami.
W każdym zdjęciu został zatrzymany czas, każde zdjęcie przekazuje informacje i historię. Rodzinne albumy, które ktoś potrafi "przeczytać", to skarbnica wiedzy o przeszłości rodziny. Bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego, co w takich albumach się znajduje.
Zdjęcia czasami nabierają wartości po czasie, i nawet te, które uważaliśmy za średnio udane zaczynamy doceniać po latach. Gdy szukamy zdjęć np. najstarszych członków rodziny przestaje mieć znaczenie jakość zdjęcia. Bardzo często akceptujemy najgorsze foty, które jeszcze niedawno były nie do zaakceptowania.
Zdjęcia miasta mają zupełnie inną wartość, gdy przedstawiają miejsca istniejące do dziś, a zupełnie inną, gdy przedstawiają nieistniejące ulice czy budynki. Zmiany, które dokonane zostały z różnych przyczyn, są prawie niezauważalne dla stałych mieszkańców. Jednak dla kogoś, kto odwiedza Zabrze np. raz w roku, zmiany te są widoczne natychmiast. Bywa, niestety, że obserwując np. wieżę ciśnień, możemy tylko zobaczyć coraz gorszy stan tego niezwykłego miejsca.
Gdy ktoś zapyta, po co zbieram pocztówki, stare zdjęcia czy różne materiały dotyczące Zabrza, po co robię zdjęcia mojego miasta? Mogę powiedzieć tylko, że robię to, bo lubię. Nie raz byłem w sytuacji, gdy robiąc zdjęcia w centrum Zabrza, byłem jakoś dziwnie "obserwowany" przez osoby przechodzące ulicą. No dobra, Zabrze to nie Kraków, gdzie ludzi z aparatami są tysiące, ale musicie wiedzieć, że są w Zabrzu takie miejsca, których Kraków może nam jedynie pozazdrościć. Mam nadzieję, że wszyscy ci, którzy nazywają Zabrze miastem turystyki przemysłowej dobrze o tym wiedzą.
Zrobiłem mały test. Odwiedziłem pięć księgarni w centrum miasta i zapytałem o jakąkolwiek książkę o Zabrzu czy przewodnik po mieście turystyki przemysłowej. Okazało się, że można kupić albumy o Poznaniu, Wrocławiu czy Warszawie, dostępne były przewodniki po Rzymie, Barcelonie czy Paryżu, ale o Zabrzu nie było nic. Kolejnym miejscem, które odwiedziłem, był Punkt Informacji Turystycznej. Tam już było lepiej, dostępny był przewodnik Dariusza Walerjańskiego pt. "Zabrze krok po kroku" i album Zabrze - powroty, Piotra Hnatyszyna i Piotra Muschalika, w którym prezentowane są porównania starych zdjęć i pocztówek z widokiem dzisiejszym. Dostępne były również, za darmo, broszury informacyjne. Jak widać do miasta turystycznego jeszcze nam daleko, ale mam nadzieję, że wszystko przed nami.
Życzę wszystkim czytającym te słowa, aby mieli odwagę utrwalić kawałek swojego życia, maleńką część swojej małej ojczyzny, widok z okna czy fragment ulubionej ulicy. Jeżeli tak się stanie, proszę o kontakt, zdjęcia zaprezentujemy na naszej stronie www.zabrze.aplus.pl
Na zakończenie chciałbym przekazać coś mojemu (byłemu) sąsiadowi, który dbając o moje "bezpieczeństwo" zamknął na kłódkę wejście na dach przy ul. Cieszyńskiej.
Starym budom zdjęcia robić może każdy, kto chce i czuje taką potrzebę.
Być może ktoś kiedyś podniesie głowę do góry i zobaczy to, czego nie widział jeszcze nigdy. Życzę panu, aby doznał pan kiedyś takiego olśnienia. A na dach wchodziłem z "Dziwnym", nieżyjącym malarzem i grafikiem, z innej klatki schodowej, gdzie "Dziwny" namalował wschód słońca a ja zrobiłem setki zdjęć...
Dlaczego tak się stało, że Zabrze, moje ukochane miasto traktuję w sposób wyjątkowy???
Bo to moje miasto! Być może zrozumiałem, że to moja mała ojczyzna, może dotarło do mnie w końcu, że ten kawałek świata jest mi bliski jak żaden inny.
A może jest to moje jedyne ukochane miejsce na ziemi...