Moje Zabrze

Wspomnienia - Ucieczka Styczeń 1945r. cz.1

Krótka informacja o mnie;
Urodziłem się w 1932 roku. Krótko po porodzie moja matka zmarła. Ojciec mój służył na statku, z tego co pamiętam poległ w 1943 roku. Gdy matka zmarła oddano mnie do sierocińca na Zaborzu, którym opiekowały sie siostry zakonne. Tam przebywałem do trzeciego roku życia. Przez przypadek trafiłem do rodziny zastępczej, do państwa Krall. Oni mieszkali na ulicy Krótkiej. Moi nowi rodzice byli bardzo dla mnie dobrzy. Ponieważ byłem bardzo słaby i schorowany zajęli się mną bardzo czule, dając mi dużo ciepła i miłości.Także z ich córką Grete rozumiałem się jak z rodzoną siostrą. U nich mieszkałem do 1952 roku, do czasu mego ślubu.

Był rok 1945, a dokładnie 23.01.Moja przybrana siostra przybiegła do nas bardzo zdenerwowana, z wiadomością, że musimy się szybko pakować, poniewaź wojska radzieckie się zbliżają. Nie mieliśmy wiele czasu do stracenia, odchodził już ostatni transport. Był to transport ze Szpitala Wojskowego, który znajdował się w dzisiejszej szkole podstawowej numer 13 na ulicy ks Wajdy (Redenschule). Siostra moja pracowała tam jako pielęgniarka.Trudno sobie wyobrazić co działo się na dworcu kolejowym. Jeden wielki chaos. Wieczorem moja mama, siostra z małą córeczką i ja zostaliśmy "załadowani" do wagonów towarowych. Na dworze był mróz około -24°!! Mój ojciec Franz Krall musiał pozostać w Zabrzu, ponieważ jako urzędnik Urzędu Górniczego nie mógł opuścić swojego miejsca pracy. Kopalnie i inne przedsiębiorstwa nadal pracowały.

Po całej nocy spędzonej w wagonach, wcześnie rano podłączono jeszcze parę wagonów do pociągu. Chaos osiągnął szczyt, każdy chciał uciekać, tak się ludzie bali Rosjan. Dzięki zaradności mojej siostry udało jej się załatwić dla nas i trzech rodzin (w sumie 10 osób) oddzielny przedział, tak że mieliśmy trochę więcej miejsca. Około godziny 8 rano pociąg ruszył nareszcie w kierunku Oderberg na G?rnym Śląsku (dzisiaj Bohumin), w kierunku Czechosłowacji.

Dla nas dzieci, podróż ta była bardzo nudna. Pociąg nasz stawał co chwila, musiał przepuszczać transporty wojskowe. Nie było miejsca do zabawy, a na postojach trzeba było trzymać się blisko rodziny, bo nie było wiadomo kiedy pociąg znowu ruszy. Pewnej nocy pociąg znowu sie zatrzymał. W takich momentach strażnicy zajmowali swoje pozycje wartownicze. W pociągu oprócz ludzi znajdował się cały sprzęt ze szpitala, i trzeba go było chronić przed rozkradzeniem. I tak jeden ze strażników zauważył, że maszynista daje jakiejś swietlne znaki. Strażnik ten wszczął zaraz alarm, i zaaresztowano natychmiast tego maszynistę. Jak żeśmy się rano dowiedzieli, pociąg ten miał zostać zaatakowany przez szabrowników! Maszynistę przewieziono do komendantury a my staliśmy w szczerym polu bez możliwości dalszej podróży. Na szczęście wśród uchodżców znalazł się emerytowany maszynista, który mimo podeszłego wieku podjął się doprowadzić nasz pociąg do najbliższej stacji. Tutaj muszę dodać, że gdziekolwiek żeśmy stanęli na stacji, zaraz nami zaopiekowywały się siostry zakonne z Czerwonego Krzyża.

Po wielokrotnych postojach, noclegach w klasztorach, szkołach dojechaliśmy do Tepliz (dzisiaj Teplice), do obozu pracy. Tam oczekiwał nas mąż mojej siostry Willi Pajonk, który pełnił funkcję Feldmajstra. Najpierw wszyscy zostaliśmy poddani dokładnym badaniom lekarskim. U mojej siostrzenicy Basi lekarze stwiedzili ostre zapalenie ucha środkowego, które musiało natychmiast być poddane leczeniu. Po zakończeniu badania pojechaliśmy wszyscy do miejskiej łażni. Co to była za przyjemność po tak długiej podróży, to pamiętam do dzisiaj!

Po paru dniach pobytu, pojechaliśmy dalej, do Pragi. Tam mieszkaliśmy przez pewien czas w budynku gdzie dzisiaj urzęduje czeski prezydent!. Ponieważ w Pradze zaczynało być coraz niebezpieczniej, przekwaterowano nas do Buchau (dzisiaj Buchov). Jechaliśmy tam przez Karlbad (Karlove Wary).W Karlbad zaskoczył nas nalot bombowców. Musieliśmy wszyscy schować się do schronu przeciwlotniczego. Niedaleko naszego schronu spadła bomba raniąc wiele ludzi. I znowu mieliśmy szczęście bo żadno z nas nie było ranne. Po alarmie, gdy trochę się uspokoiło Willi postarał się o auto i pojechaliśmy dalej do Buchau. Tam nas zakwaterowano w przepięknej willi. Gospodyni, pani Kohn, była wdową. Jej mąż był adwokatem.

Dla mnie zaczął się cudowny czas. Nareszcie mogłem się pozbyć ciągłego strachu, widoku zabitych i rannych. Nie musiałem chodzić do szkoły z powodu ciągłych nalotów. Bombowce bombardowali przede wszystkim Karlbad, tak że my nie musieliśmy się niczego obawiać, do maja. Potem samoloty zaczęły strzelać do wszystkiego co sie ruszało na drodze lub polu. Pewnego razu i mnie ostrzelali, gdy pasłem krowy sąsiada.Rzuciłem się na ziemię, jak nas uczono i mnie nic nie trafiło, niestety 3 krowy z 10-ciu zostały zabite. Nigdy potem nie odważyłem się wyjść na otwartą przestrzeń!

To trwało do 08.05.1945 roku. Z początkiem maja pojawił się u nas Sąd dorażny. Wszystkie zabudowania zostały przeszukiwane, w poszukiwaniu dezerterów. Nie było dnia żeby kogoś nie schwytano i osądzono. Krótki proces – jeden wyrok. Powieszenie. Tak musiał skazany trzy dni wisieć z tablicą zawieszoną na karku, na której było wypisane "za dezercję skazany na śmierć", aby nastraszyć innych. Był to dla nas ciężki okres, bezmyślne mordowanie, gdy koniec wojny był już tak blisko.

09.05 wkroczyli Amerykanie do Buchau. Ulice były zatłoczone wojskowymi pojazdami. W Pradze wybuchło powstanie i wojska niemieckie musiały sie wycofać. Amerykanie okrążyli Buchau i obserwowali ruchy wojsk niemieckich. Nie padł żaden strzał. Wszystko przebiegało spokojnie i cicho. Amerykanie zostali tylko przez krótki czas. Częstowali nas dzieci słodyczami a mężczyzn dobrymi papierosami. Potem pojawiły sie tak ze strachem oczekiwani Rosjanie. Na ulicach nie było żywego ducha. Ludzie tylko same złe rzeczy o nich opowiadali. I znowu nas szczęście nie opuściło, bo tak żle znowu nie było. Nam dzieciom często żołnierze dawali porcje zupy z wojskowego kotła. Zdarzało sie nawet, że opatrywali ludzi, którzy weszli na minę albo na inny niewypał. To że konfiskowali chłopom bydło i trzodę słyszeliśmy dużo póżniej. Myśmy zachowali ich w pamięci z dobrej strony.W tym czsie powoli zaczynali pojawiać się Czesi, zaczął się bardzo trudny okres dla wszystkich mieszkańców.

Ale o tym opowiem w następnej części...

Rudolf Walke

Szukaj

Menu

Dobrze wiedzieć


Losowe zdjęcie